Siedziałem cicho, bo pracy dużo, ale wbrew pozorom ciągle gram i to wcale nie gram mało. Po dość mocno zniechęcającym Assassin’s Creed: Unity nie chciałem brać się za kolejną część serii, ale sentyment przeważył i z dużą ostrożnością postanowiłem zainwestować trochę czasu w Assassin’s Creed: Syndicate.
I znienacka okazało się, że to druga najlepsza część asasyńskiej serii (nie licząc Black Flag, który był w moim mniemaniu grą piracką, nie asasyńską). Poprawiono to, co mnie najbardziej wkurzało w Unity, czyli niemrawą dynamikę walk, wprowadzono dwójkę niezmiernie charyzmatycznych bohaterów, pomiędzy którymi możemy się (niemal) do woli przełączać i zadbano o to, żeby wszystko działo się szybciej, płynniej i lepiej niż poprzednio.
Jacob i Evie (a co, równość płci musi być) poruszają się po wiktoriańskim Londynie z wielką gracją. Dość prędko odblokowują wyciągarkę z liną, która znacząco przyspiesza wspinanie się na dachy, a na dodatek pozwala na przekraczanie szerokich londyńskich ulic bez dotykania ziemi.
Gra w ogóle jest zdecydowanie mniej frustrująca od poprzedniej. Nasze rodzeństwo Asasynów świetnie radzi sobie w walce z kilkoma przeciwnikami naraz (wrogowie atakują po kolei, ale zdarza się, że kilku zamachnie się jednocześnie), poprawiono również moduł skradania się i wyeliminowano nadludzko czujnych strażników, którzy w Unity potrafili usłyszeć rozróbę z drugiego końca domu. Teraz złamanie stealtha nie musi równać się gigantycznej zadymie – ot, parę osób przybiegnie po swoją dawkę kastetu w zębach.
Syndicate zawiera delikatny RPGowy moduł – poprawiamy parametry elementów strojów oraz kilku rodzajów broni. Trochę szkoda, że tych ostatnich nie jest za dużo, ale trzeba oddać honor, iż każdą walczy się inaczej. Oczywiście to Assassin’s Creed, a nie Dark Souls, więc sprowadza się to zasadniczo do innych animacji wykończeni przeciwników, ale są one tak dobre, że z przyjemnością przełączałem się na inną broń tylko po to, żeby na nie popatrzeć.
Istotnym elementem całego systemu są drzewka rozwoju – tak, drzewka, liczba mnoga. Po pierwsze zdobywamy nowe umiejętności osobno dla Evie i dla Jacoba. Rodzeństwo różni się trochę podejściem do życia, więc Jacob jest bardziej brutalny, a Evie nieco bardziej dyskretna, ale prawdę mówiąc tak umiejętności, jak i sam gameplay nie do końca to odzwierciedlają. Oboje mają w zasadzie to samo drzewko umiejętności, różnice pojawiają się przy skillach końcowych, gdzie Jacob mocniej wali, a Evie głębiej się chowa. Ale generalnie i Jacob potrafi się schować, i Evie przywalić.
Do tego mamy jeszcze trzy drzewka rozwoju gangu. Można werbować kręcących się po ulicach ludzi należących do naszego gangu, a potem zabierać ich ze sobą na misje, ale ich przydatność jest wątpliwa, póki ich odpowiednio nie dopakujemy. Ulepszenia gangu dotyczą wszystkich jego członków, więc mamy dobry powód do tego, żeby łazić po Londynie i zbierać nie tylko pieniądze, ale również inne surowce, niezbędne do wprowadzania takich zmian jak wyższy poziom naszych zakapiorów, lepsze powozy czy słabsza broń w rękach przeciwników.
Misje podzielone są klasycznie, na główne zadania (tu do misji zwykle mamy na sztywno przyporządkowaną Evie lub Jacoba), na misje poboczne (kilka typów) oraz działania trzecioplanowe, takie jak zbieranie znajdziek czy porywanie i eskorta powozów. Zadania poboczne i trzecioplanowe to oczywiście kilka wzorków odbijanych ze sztancy, ale główne misje fabularne – a zwłaszcza zabójstwa – są świetne. W Unity nie cierpiałem misji, w których miałem kogoś zamordować, bo po pierwsze trudno było to zrobić z finezją, a po drugie najmniejszy błąd oznaczał śmierć. Tutaj warunki są znacznie luźniejsze, a zabójstwa powymyślane ciekawiej. Autorzy bawią się przy tym w londyńskich przewodników, bo wszystkie (albo prawie wszystkie) zabójstwa przeprowadzamy w jakimś charakterystycznym punkcie, jak chociażby w The Tower.
Powozy, tak wyeksponowane na zwiastunach Syndicate, istotnie zmieniają charakterystyczny flow rozgrywki Assassin’s Creed. Nie da się tu jeździć konno, ale można porywać powozy i śmigać nimi po ulicach Londynu, notorycznie wyjeżdżając na czołówkę z innymi powozami, bo odruchowo staramy się jeździć po prawej stronie. Konie są jednak pancerne i swoimi łbami wywracają ludzi, lampy oraz drzewa, co wygląda przekomicznie, ale chyba nie było lepszego sposobu na wybrnięcie z sytuacji “Ej, robimy GTA w klimatach wiktoriańskich”.
Można wskoczyć na dach powozu, można ściągnąć woźnicę, można wreszcie ukryć kogoś nieprzytomnego wewnątrz powozu, a następnie przewieźć go w miejsce, gdzie ktoś już na niego czeka z obcęgami i palnikiem. Początkowo w ogóle tych powozów nie czułem, ale przyzwyczaiłem się do tego rozwiązania, ułatwiającego zwłaszcza przemieszczanie się na większe odległości. Loadingi (na PS4) wołają bowiem o pomstę do nieba i zwykle wolę po prostu przejechać się powozem niż gapić się przez 2 minuty w ekran ładowania gry.
Londyn jest dość rozległy, a ze względu na fakt, iż ostatnio miałem szansę dość dokładnie go zwiedzić w rzeczywistości, z przyjemnością oglądam go sobie teraz w rzeczywistości wirtualnej. Zaangażowałem się dość mocno w wyzwalanie kolejnych dzielnic spod wpływów gangów, więc odpłynąłem z poziomem postaci poza misje fabularne, teraz to nadrabiam. Po drodze spędziłem też całkiem długą chwilę w klimatach pierwszej wojny światowej (gra się tutaj kimś innym, ale rozgrywka jest bardzo podobna do podstawowej).
Podoba mi się ten Assassin’s Creed. Prawie żałuję, że w tym roku nie będzie kolejnej części, ale czytałem, że Syndicate sprzedał się najgorzej z całej serii. A skoro druga najlepsza gra w serii sprzedaje się słabo, to chyba faktycznie trzeba zrobić sobie przerwę. W międzyczasie nie wykluczam dokupienia DLC do Syndicate, bo jest to naprawdę przyjemny Assassin. Polecam.